Ogłoszenie

Forum genealogiczne inne ni¿ wszystkie- otwarte na wspó³pracê z ka¿dym.

#1 7, 1, 2016

 zefir454

Administrator

Call me!
SkÄ…d: Smolno Wielkie, lubuskie
Zarejestrowany: 8, 12, 2007
Posty: 374
Punktów :   
WWW

"Powrót do Ziemi Halickiej"1992

Przedstawiam wspomnienia pani Anny Marty- Strawiñskiej, która przed wojn± mieszka³a w miejscowo¶ci Wodniki (powiat Halicz). Napisa³a dwie czê¶ci swych wspomnieñ. Pierwsza czê¶æ to opowie¶æ o jej ¿yciu w Wodnikach i  podró¿y sentymentalnej w roku 1992.

Anna Strawiñska-Marty "Powrót do Ziemi Halickiej"1992

    "Jest koniec sierpnia 1992 roku.Wynajêta we Lwowie taksówka mknie wsród pofalowanych pól. Pachnie ¶wie¿o zaorana, czarna, ¿yzna ziemia.Jest s³oneczny, letni poranek i w miarê jak zbli¿amy siê do po³o¿onych ko³o Halicza Wodnik, wracaj± dawne wspomnienia.O, tutaj skrêcili¶my od stacji na prawo i go¶ciniec prowadzi³ w¶ród pól. Dzi¶ wysadzana kiedy¶ czere¶niami droga, bieli sie teraz rzêdem domków. Wie¶ rozros³a siê na przestrzeni 2 kilometrów, zmieniaj±c ca³kowicie krajobraz. Doje¿d¿amy do skrzy¿owania dróg. Jeszcze stoi jak¿e stary ju¿ domek Sygala, w³a¶ciciela ma³ego sklepu, w którym mo¿na by³o kupiæ niezbêdne w gospodarstwie rzeczy, takie jak: chleb, m±kê, cukier, zapa³ki, naftê. Rodzina Sygalów zginê³a w stanis³awowskim getcie. Ich kilkunastoletni syn- Moszko ukrywa³ siê podobno jaki¶ czas w wodnickim lesie, ale jak d³ugo m³ody ch³opak móg³ ¿yæ w takich warunkach, za pomoc któremu grozi³a ¶mieræ? Naprzeciw domu Sygala stoi teraz, ju¿ w¶ród innych, nasz dawny tzw. "stary dom". W domu tym mie¶ci³a siê kiedy¶ jeszcze za czasów naszego dziadka, administracja maj±tku. Gdy moi rodzice przyjechali do spalonych w 1920 roku przez Budionnego Wodnik, by³ to jedyny budynek, który ocala³ z po¿ogi. Dzi¶ mie¶ci siê tu sklep i biura administracji ko³chozu. Rzucam okiem na ganek domu. Kiedy¶ obro¶niêty by³ dzikim winem, w którym zwziêcie rajcowa³y od rana do wieczora wróble. To tutaj prze¿y³am, jak¿e dalekie, ale i mocne, pierwsze wra¿enia z dzieciñstwa: szum drzew w czasie burzy, drgaj±c±, z³ocist± plamê s³oñca na pod³odze i strach przed Panem Bogiem, który jak mi powiedziano, jest wszechmocny i niewidzialny, wiêc widzi te¿ mnie sam±, czteroletni±, w naszym dziecinnym pokoju. Ale nie teraz czas na wspomnienia. Mijamy Wodniki, odk³adaj±c zwiedzanie znajomych k±tów na pó¼niej i jedziemy do £anów. Droga wspina siê przez las, dawnym szlakiem naszych wypraw do "Dêba". Rós³ tu kiedy¶ ogromny d±b, któremu las siêga³ do pasa. Od dêba by³ nasz wspania³y, d³ugoi zjazd saneczkami, trochê niebezpieczny z powodu ruchu na go¶ciñcu. Oddzielone od Wodnik pasmem wzgórz, £any s± du¿±, ludn± wsi±. Ta ziemia jest zamieszka³a od prawieków i na wzgórzach otaczaj±cych osiedle, znaleziono stare groby i narzêdzia z epoki kamienia. Auto staje przed du¿ym obej¶ciem, w którym mieszcz± siê dwa domy. Mieszkaj± w nich trzy pokolenia. Pokolenie starsze to Micha³ Smuk z ¿on±. Jego ojciec Grzegorz, s³u¿y³ najpierw w domu naszego dziadka, a potem i u nas. Widzê go jeszcze, gdy w wigilijny wieczór, uroczy¶cie ubrany w ciemnym garniturze i bia³ych rêkawiczkach, podaje do sto³u. Syn jego, pomimo podesz³ego wieku, jest pe³en ¿ycia.Spod gêstej czupryny ¶mij± siê do nas ¿ywe, niebieskie oczy. Zamyka mnie w gor±cym, serdecznym uscisku, wykrzykuj±c: "Oj panuñciu! Nareszcie ja panuñciê zobaczy³! "Panuñcia"- jak¿e dawno mnie kto¶ tak nazywa³. M³odsze pokolenie Smuków to jego córka z mê¿em, te¿ Micha³em i dwoma kilkunastoletnimi córkami. S± mili, ¿yczliwi i dosyc oblatani we wspó³czesnym ¶wiecie. Byli stosunkowo niedawno (razem z córkami) w Polsce. Nieobce s± im problemy polityczne i gospodarcze nowopowsta³ej Ukrainy. Wchodzimy do domu. Jest to przestronny, kilkupokojowy budynek o jasnych, du¿ych oknach i nowoczesnych, na "wysoki po³ysk"meblach. Ca³o¶c robi dostatnie wra¿enie, a ludzie s± czysto i starannie ubrani. Dom ich razem z wnêtrzem, móg³by z powodzeniem s³u¿yæ za mieszkanie w jakimkolwiek zachodnim kraju. Szybko wykrywam jednak jego dwa zasadnicze braki: brak ³azienki i "cichego k±cika". Ten ostatni w stylu s³awojki stoi na podwórzu i pilnie jest strze¿ony przez dwa nieprzyjazne psy. A mycie siê? No có¿, na podwórzu jest ukryty w krzakach kran, do którego pobiegnê o trzeciej nad ranem, ¿eby w mrokach wczesnego poranka móc siê trochê umyæ. Tymczasem sadzaj± nas za sto³em i zaczyna siê zwyk³a niespieszna, wiejska rozmowa o przesz³o¶ci, o rodzinie, o ¿yciu w Polsce. Notujê, ¿e ma³o kto (podobnie jak w Polsce)pyta mnie o Kanadê. Ja zreszt± nie biorê zbyt ¿ywego udzia³u w konwersacji, która toczy siê po ukraiñsku. O ile mój brat Stefan biegle w³ada tym jêzykiem, ja chwytaj±c ³atwo w±tek wypowiedzi, nie mam odwagi nim mówiæ.Wolê z dwojga z³ego mówiæ po polsku, bo i tak wszyscy mnie rozumiej±. Przy okazji stwierdzam, ¿e kobieta w tej wiejskiej spo³eczno¶ci rzadko zabiera g³os przy mê¿czyznach i to co powie, jest jakby mniej wa¿ne. Gdy nasza m³oda gospodyni bêdzie chcia³a ze mn± porozmawiaæ, zrobi to pó¼nym wieczorem, gdy wszyscy pójd± spaæ. Do sto³u nakrytego piêknym obrusem, zasiadaj± te¿ tylko mê¿czy¼ni, no i ja tytu³em go¶cia. Obiad jest prosty, ale i obfity: rosó³, ziemniaki, kiszone ogórki, gulasz, kompot, no i wódka. Tê ostani±, ku mojemu zgorszeniu, bed± nam proponowaæ nawet do ¶niadania. Zaczynaj± siê wspomnienia snute przez naszego wiekowego gospodarza. Opowiada, jak to ja p³aka³am, gdy mój obecny tu brat, mnie kuksa³, jak to pani Morawska z Jeziórka zapisa³a mnie swój maj±tek, jak to swatano moj± ciotkê z panem Dzieduszyckim, ale ona wola³a wst±piæ do klasztoru i jakie to u nas by³y przyjêcia. Powoli, owiana mgie³k± nostalgii przesz³o¶æ, przeistacza siê w legendê. S³ucham trochê wzruszona, trochê ubawiona tej udziwnionej historii mojej w³asnej rodziny. Ale czas na zwiedzanie, bo nasz pobyt w £anach jest krótki. Pakujemy siê do bardzo wysokiej, potê¿nej ciê¿arówki, s³u¿bowego wozu ziêcia naszego gospodarza. Ruszamy w kierunku Wodnik. Wodniki! Ile razy wraca³am my¶lami do miejsca mego urodzenia. Czy to w okresie grypy, gdy nieistniej±cy dom symbolizowa³ opiekê i bezpieczeñstwo, czy na sali koncertowej, gdy s³uchaj±c muzyki szybowa³am nad znajomym krajobrazem, czy wreszcie w rozmowach z moim bratem, gdy dyskutowali¶my wiernosc zapamiêtanych szczegó³ów. Teraz wracam do nich krótko, ale w rzeczywisto¶ci.
    Zaczynamy od Hetmanki. Hetmanka, góra z której rozci±ga siê przepiekny widok na ca³± doline Dniestru i siêga a¿ po Karpaty, zawdziêcza sw± nazwê hetmanowi Stanis³awowi Jab³onowskiemu, wielbicielowi Marysieñki Sobieskiej. To on ufundowa³ ko¶ció³ w pobliskim Mariampolu, to do niego nale¿a³ ca³y ogromny klucz maj±tków z Mariampolem, £anami i Wodnikami w³±cznie. Hetmanka stanowi³a cel naszych czêstych, ale trudnych spacerów, bo stoki jej spadaj± ostro w dó³. Teraz jeste¶my na jej szczycie i nie mogê siê nadziwiæ przepiêknemu krajobrazowi, jaki siê przede mn± roztacza.
    "Nad Hetmank± b³êkity
    Obraz w sercu wyryty"
    jak pisa³a w niezbyt mo¿e literacko udanym, ale tchn±cym prawdziwym sentymentem, siostra mojej matki, wspominaj±c w klasztorze rodzinne strony. Migoc± siê w sloñcu pêtle Dniestru, niebieszcz± sie w dali Karpaty, a w dole pod nami w¶ród drzew i pól ¶ciel± siê Wodniki.
    Mój brat chce koniecznie zobaczyæ w lesie na stokach Hetmanki ¼ród³o, z którego jeszcze przed I wojn± ¶wiatow± mój dziadek sprowadza³ kamiennymi rurami wodê do dworu w Wodnikach. Wodniki, rzecz na owe czasy nies³ychana, mia³y bie¿±c± wodê i by³y skanalizowane. Teraz kamienna p³yta zbiornika zamieniona zosta³a na cementow±. Zaro¶niête, dzikie otoczenie ¶wiadczy, ¿e rzadko kto¶ tu przychodzi, by oczy¶ciæ ¼ród³o.
    Wychodzimy z lasu na stok góry i spuszczamy siê na dó³. Pachnie macierzanka, ¿ó³ci siê dziewanna, niebieszcz± siê ma³e bodiaki, zwane miko³ajkami. Zrywam ich ca³y pêk, mam zamiar je zasuszyæ i bez wiêkszych skrupu³ów ekologicznych umie¶ciæ je w moim kanadyjskim salonie.
    Dochodzimy do miejsca, na którym sta³ kiedy¶ nasz dom. I tu mo¿na by zastosowaæ s³owa Chrystusa, odnosz±ce siê do zniszczenia Jerozolimy: "I ujrzycie brzydko¶æ spustoszenia". Ju¿ od mojego brata, który by³ ju¿ uprzednio w Wodnikach, wiedzia³am, ¿e dom rozebrano, a park wyciêto. Nie spodziewa³am siê wiêc odnale¼æ wiele ze znajomego krajobrazu. Ale to, co zobaczy³am przesz³o moje oczekiwania. Ze ¶licznego, zadrzewionego miejsca zosta³o tylko puste poros³e chwastami wzgórze.
    Wskutek wyciêcia drzew zmieni³y siê te¿ perspektywa i wymiary terenu. Przestrzeñ urozmaicona kiedy¶ krzewami i drzewami jest teraz jako¶ ¿a³o¶nie ma³a, biedna i skurczona. Z trudem odnajdujemy resztki fundamentów na których sta³ dom. Opodal jakie¶ byle jak sklecone, zaniedbane chlewnie. Przechodzimy do sadu. To ju¿ nowy sad posadzony na miejscu starego. I znów to samo uczucie opuszczenia i bylejako¶ci. Wchodzimy w las, który kiedy¶ graniczy³ z parkiem. Zdarza³o siê, ¿e w zimie sarny podchodzi³y pod dom ze stoickim spokojem znosz±c szczekanie uwi±zanej na ³añcuchu wilczycy Iskry. Las zosta³ ten sam. Drogi jego s± jakby bardziej zaro¶niête, ale ¿ycie kipi jak dawniej w ciemno-zielonym g±szczu. Jak¿e przepiêknie jest tutaj na wiosnê. Najpierw bielej± snie¿yczki, potem zawilce, ¿ó³ca siê z³ote jaskry, niebieszcz± fio³ki, przylaszczki i sasanki. Ca³e poszycie lasu jest wtedy jednym kolorowym dywanem.
    Dochodzimy do tzw. k±towego sadu. Ros³y tu kiedy¶ drzewa owocowe, a dla nas dzieci to cel naszych czêstych le¶nych wypraw. Gnie¼dzi³a siê tu te¿ para prawdziwych kruków, czarnych z bia³ymi znakami na skrzyd³ach, do których moi bracia nieopatrznie strzelali, nie wiedz±c zapewne, ze ten gatunek by³ pod ochron± i na wymarciu. Z k±towego sadu skrêcamy w g³êboki w±wóz. Przy jego wej¶ciu stoi du¿a drewniana altana, w której od czasu do czasu odbywaj± siê zabawy. Na zboczach w±wozu panoszy³y siê kiedy¶ wspania³e stare buki. Pnie niektórych z nich poznaczone by³y inicja³ami ¿o³nierzy z I wojny ¶wiatowej. Dzi¶ rosn± te¿ buki, ale m³ode, zapewne potomkowie tych starych.
    Wsród pokrzyw i krzaków drapiemy siê ostr± skarp± w±wozu do tzw. "starej drogi", która dawno, dawno temu prowadzi³a przez las do £anów. Jest to królestwo lisów, których ¿aden ustrój, ani my¶liwi nie zdo³ali wykurzyæ.
    Z zielonego szlaku starej drogi wychodzimy na woln± przestrzeñ wodnickich pól. Jeste¶my u stóp wzgórza tzw. "Szutrowiska". Za t± prozaiczn± nazw± kryje siê jeden z najpiêkniejszych wodnickich zak±tków. Tylko Hetmanka mo¿e siê z nim porównaæ. Ale o ile zbocza Hetmanki spadaj± ostro, s± bardziej dzikie, stoki Szutrowiska schodz± ³agodnie ku Wodnikom, przechodz±c stopniowo w uprawne pola.
    Z daleka widaæ zarysy dawnego folwarku, stary cmentarz, wie¶ i hen dalej, okoliczne wsie osadzone w dolinie Dniestru. Kiedy¶ moja matka marzy³a o wybudowaniu tutaj pe³nego s³oñca domu, w którym mog³aby spokojnie malowaæ i w którym (jak podejrzewam)by³aby z dala od swoich ha³a¶liwych dzieci i problemów gospodarczych. Dochodzê do wzgórza i k³adê siê w trawie. Przychodz± wspomnienia. To tutaj korzystaj±c z okopów z I wojny ¶wiatowej, bawili¶my siê z moim bratem w "Potop". W miarê potrzeby przedzierzgiwali¶my siê w coraz to inn± postaæ z Trylogii, a ja by³am raz nawet ksiê¿n± Wi¶niowiecka., a mój niezno¶ny i czupurny brat zwraca³ siê do mnie per " ksiê¿na pani". Przesz³y lata, przemierzy³am inne kontynenty i inne kraje, a Szutrowisko zosta³o to samo: ciche, nas³onecznione, urocze.
    " Z Szutrowiska dochodzimy do zostawionej na dawnym folwarku ciê¿arówki i alej± jesionow±, która prowadzi³a kiedy¶ do domu, wyje¿d¿amy na go¶ciniec w kierunku Mariampola. Po prawej stronie mulista, pe³na ¿ab dawna odnoga Dniestru- Ochaba. Po lewej stronie stary cmentarz i Ob³onie, ³±ka na której rosn± na wiosnê ciemnoczerwone dzikie tulipany.
    Cie¿arówka wspina siê bez trudu na zbocza mariampolskiej góry, która tak trudna by³a dla koni. Po prawej stronie kapliczka, w której sta³a kiedy¶ figura ¦w. Jana Nepomucena. Kapliczkê tê wybudowano w XVII wieku na pami±tkê jakiego¶ regimentarza, który zmar³ tam z ran otrzymanych na wojnie. To w w jej pobli¿u zamordowali Ukraiñcy naszego proboszcza, ksiêdza Marcina Bosaka w 1941 roku.
    Wje¿d¿amy do Mariampola. Stare XVII- wieczne miasteczko by³o w wiêkszo¶ci zamieszka³a przez Polaków. Dzis przewa¿a nap³ywowa ludno¶æ ukraiñska. Wiêcej domów, bardziej ciasno. Mijamy zaniedbany rynek i doje¿d¿amy do ko¶cio³a i klasztoru Sióstr Mi³osierdzia, które przed wojn± prowadzi³y tutaj sierociniec. Obecnie w murach klasztoru mie¶ci siê wiêzienie dla przestêpców-alkoholików. Z barokowego frontonu ko¶cio³a zdjêto krzy¿. Znik³a tez stara i piêkna figura Matki Boskiej. Ca³o¶æ otacza wysoki mur wzmocniony zasiekami z drutu kolczastego. Idziemy na zamek. Spalony w czasie I wojny ¶wiatowej zamek nale¿a³ kiedy¶ do ksi±¿±t Jab³onowskich. By³a to jedna z ³añcucha fortec wybudowanych w XVII wieku, dla zabezpieczenia granic polskich przed najazdami Turków i Tatarów. Z potê¿nej, po³o¿onej tu¿ nad Dniestrem budowli zosta³y tylko ruiny- cel niedzielnych spacerów mariampolan. Z zamkowej góry roztacza siê ¶liczny widok na wij±cy siê Dniestr, na dalekie pola i wsie. U stóp zamku, od strony miasteczka mogi³a po¶wiêcona bojownikom spod znaku Bandery. Du¿o kwiatów.
    Samo miasteczko jest jakie¶ senne, przygas³e. Wiele tu nowych, pozbawionych wdziêku domów. Szaro, mimo jasnej, s³onecznej pogody.
    W po³owie drogi do Wodnik, ju¿ za mariampolsk± gór±, skrêcamy w stronê dniestru. Z entuzjazmem przebieram siê w kostium k±pielowy i wskakujê do rzeki. Ale woda pe³na jest zielonych glonów, z równym wiêc zapa³em wychodzê na brzeg. To nie jest Dniestr mojego dzieciñstwa - rw±cy i czysty. Woda wskutek d³ugotrwa³ej suszy jest niska, a zanieczyszczenie bardzo du¿e. Wracamy do Wodnik i po drodze zatrzymujemy siê na chwilê, ¿eby przywitaæ siê z Tekl± Marycz. Tekla kojarzy mi siê ze wspomnieniami z najm³odszych lat. Z jej niedu¿ej, zgrabnej sylwetki, szybkich, pewnych ruchów promieniowa³a zaradno¶æ i ³ad. Przychodzi³a do nas do prania i widzê j± jeszcze jak pochylona nad bali±, usi³uje przywróciæ czysto¶c koszulom mojego studiuj±cego we Lwowie brata.
    Tekli nigdy nie widzia³am zaniedbanej, czy brudnej, a w jej bardzo ubogiej chacie na skraju wsi panowa³ zawsze idealny porz±dek. Tu¿ przed wojn± Tekla wysz³a za m±¿ za Polaka, ale to ma³¿eñstwo nie u³o¿y³o siê pomy¶lnie: m±¿ wyjecha³ do Polski, a ona zosta³a sama. Niestety, nie zastajemy jej w domu. Zreszt± nie wiadomo, czy by nas pozna³a. Jest ju¿, jak powiedzieli nam jej s±siedzi, bardzo wiekowa i myli wypadki i ludzi.
    Wracamy wiêc do £anów. Jeszcze jeden rzut oka na Hetmankê, na las, na znane pola i ciê¿arówka staje przed domem. Tu czeka nas obfita kolacja o bardzo podobnym do poprzednich posi³ków menu kolacja. Jedzenie jest proste, ale dobre. Ta wyhodowana we w³asnym ogrodzie ¿ywno¶æ na zupe³nie inny smak, ni¿ nasze masowe produkty. Po kolacji jeste¶my zaproszeni do naszego dawnego furmana Iwana. Iwan zosta³ mi w pamieci jako niedu¿y pucu³owaty ch³opak. Dzi¶ to ju¿ stary zniszczony cz³owiek. Jego niebieskie, ¿ywe kiedy¶ oczy straci³y blask, okrag³a, trochê mongolska twarz wyd³u¿y³a siê. Nasz gospodarz jako dawny ¿o³nierz niemieckiej formacji SS-Galizien ma za sob± 10 lat obozu koncentracyjnego w Workucie. Jego my¶li zdaj± siê kr±¿yæ wokó³ tych prze¿yæ. Opowiada nam, jak za chleb da³ sobie wyrwaæ obozowym z³odziejaszkom dwie z³ote korony.
    Podaj± nam kolacjê. Zaczynam siê wzbraniaæ, ale nie ma mowy. "Prynuka" jest tak intensywna, ¿e odmówiæ by³oby niegrzecznie. Dobrze, ¿e choæ przy piciu wódki, jako kobieta mam taryfê ulgow±.
    Dyskretnie obserwujê wnêtrze. Te same, ju¿ widziane, trochê toporne meble. Wysokie oszklone szafy, solidne fotele i krzes³a. styl bardziej drobnomieszczañski ni¿ wiejski. Podobnie jak u Smuków, domy w których mieszkaj± ró¿ne pokolenia, stoj± ciasno jeden ko³o drugiego, po³±czone ze soba tym samym obej¶ciem.
    Zastanawiam siê, z czego ¿yj± ci ludzie. Jak wynika z rozmowy, czê¶æ z nich pracuje w ko³chozie, a czê¶æ jak nasz szofer Micha³, doje¿d¿a do fabryk w pobliskich miasteczkach. Uderza du¿e zaludnienie wsi.
    Wieczór koñczy siê wreszcie trzeci± kolacj± u przygodnych znajomych(byli z wizyt± u mojego brata w Gdañsku). Wracamy do domu ¶miertelnie zmeczeni, nakarmieni i napojeni do granic wytrzyma³o¶ci. Mnie gospodyni po¶cieli rozk³adan± kanapê w salonie. Po¶ciel jest ¶nie¿nobia³a i po europejsku nakrochmalona. Zmuszam siê ostatnim wysi³kiem woli do umycia zêbów, licz±c, ¿e k±piel w Dniestrze zast±pi mi codzienny prysznic.
    "Budzi nas nastêpnego dnia jeszcze jeden s³oneczny poranek. ¦liczna pogoda towarzyszy nam zreszt± stale w ci±gu tej wyprawy. Dzi¶ program dnia pracowity. Najpierw zwiedzamy nowo wybudowan± cerkiew w £anach. Murowana z czerwonej ceg³y, z blaszanym dachem jest solidna, ale bez specjalnego wdziêku. Co innego jej delejowska bia³a siostrzyca, wybudowana na pocz±tku XIX wieku. Ta ostatnia zachowa³a ca³y swój urok epoki, która nad po¶piech i praktyczno¶æ przedk³ada³a klasyczny umiar i harmoniê kszta³tów. Przeje¿d¿amy przez Delejów, kiedy¶ polsk± XV-wieczna osadê i kierujemy siê na Byszów. Dla mnie byszów- to ciocia ¯ancia Hohendorffowa. Osoba pe³na ¿ycia, osobistego uroku i energii, lubi±ca m³odzie¿ i zwierzêta, podró¿e i przygody. Jestem jej do dzi¶ wdziêczna za to, ¿e zwraca³a na mnie uwagê wtedy, kiedy wiêkszo¶æ starszych relegowa³a mnie do dziecinnego pokoju. Pamiêtam, jak w czasie jazdy koñmi z Wodnik do Byszowa (ciocia ¯ancia zabiera³a mnie czasem do siebie) z wielkim zainteresowaniem wypytywa³a siê mnie o powie¶æ, któr± usi³owa³am napisaæ. Nikt poza ni± nie bra³ na serio literackich ambicji dziesiêcioletniej dziewczynki. Tê bardzo dobr± dla wszystkich osobê spotka³ tragiczny koniec. Po przej¶ciu bolszewików wyjecha³a do Stanis³awowa, co by³o roztropnym posuniêciem, ale jak mówi w "Po¿odze" Kossak-Szczucka- "ka¿de stworzenie samo idzie ku losom swoim i ku przeznaczeniu". Wróci³a na jeden dzieñ do Byszowa, zapewne, ¿eby co¶ zabraæ ze swoich rzeczy i tutaj j± z³apano i pod pretekstem krytyki Zwi±zku Sowieckiego, okrutnie zastrzelono j± pod lasem. Teraz jedziemy szukaæ jej grobu.
    Ju¿ czernieje bogata gleba byszowskich pagórków. Z dworku cioci ¯anci ani ¶ladu, a cmentarzy jest dwa. Jeden b³yszczy nowymi krzy¿ami i napisami w jêzyku ukraiñskim. Drugi czê¶ciowo polski, czê¶ciowo ukraiñski porasta m³oda olszyna. Jak w tym g±szczu znale¼æ grób? Z pomoc± przychodzi nam starszy, mocno kulej±cy mê¿czyzna. Z pocz±tku nie wie o kogo nam chodzi. Nazwisko Hohendorff nic mu nie mówi, ale jak pada zdanie "taka pani, co j± w 1939 roku zamordowali" o¿ywia siê- "O, pani baronowa!" i prowadzi do ukrytego wsród chaszczy grobowca rodziny Hohendorffów. To tutaj ju¿ w czasie okupacji niemieckiej przeniesiono zw³oki cioci ¯anci. Dzi¶ grobowiec rozwalony jest u podstawy. Bielej± z³o¿one szcz±tki. Tablica z nazwiskiem wyrwana. Nawet figura Matki Boskiej wieñcz±ca grób, ma utr±con± g³owê. W g±szczu m³odego lasu poprzewracane krzy¿e i figury. Cisza i dziko¶æ. I nawet teraz, gdy piszê te s³owa w zaciszu mojego kanadyjskiego domu, przenika mnie zgroza wobec tego opuszczenia i zapomnienia. Po krótkim pacierzu i paru zdjêciach wychodzimy z cmentarza. Nasz przygodny przewodnik, zgodnie ze star± wiejsk± tradycj±, nakazuj±c± pomoc podró¿nym, odmawia zap³aty.
    Teraz droga wsród pól prowadzi do Horo¿anki. Horo¿anka to prawie miasto. szeroka droga, jaki¶ wiêkszy sklep, na którego mizerne towary ciekawie zerkam. Wszystko wydaje mi siê bardzo ubogie i w z³ym gatunku. Du¿o niespiesz±cych siê, pomimo powszedniego dnia, ludzi. Zaje¿d¿amy przed ko¶ció³, a raczej przed budynek, który kiedy¶ by³ ko¶cio³em. Solidne mury stoj±, mimo, ¿e dach przecieka. Wyrwane drzwi i okna. Po wystroju wnêtrza ani ¶ladu. Wchodzimy na pagórek, na którym sta³ kiedy¶, zbudowany na fundamentach XVII-wiecznej fortecy- dom naszych znajomych, pañstwa Romanowskich. Rozleg³y widok na okoliczne wzgórza i pola. Jaki¿ to piêkny kraj i jak daleko odeszli od niego jego dawni mieszkañcy, których los porozrzuca³ po Polsce, Stanach i Kanadzie.
    Droga prowadzi teraz do Halicza. Niestety prawie siê nie zatrzymujemy w mie¶cie. Z trudem usi³ujê z³apaæ w przelocie co¶ znajomego w czworoboku halickiego rynku. O, tutaj na rogu sta³ kiedy¶ kiosk organizacji "Strzelec", w którym sprzedawano pyszne lody i pami±tki z alabastru. To tutaj kupi³am w prezencie mojej matce alabastrowe okr±g³e pude³ko. Pamiêtam,,¿e kosztowa³o 60 groszy i ¿e zap³aci³am nale¿no¶æ usk³adanymi, pojedynczymi groszami ku wielkiej konfuzji mojego brata. To w jednej z tych szarych kamienic mieszka³ dr Obler, który mnie szczepi³ przeciw ospie i z którego¶ z tych domów przy stacji wywieziono moj± matkê, moj± siostrê i mnie do Kazachstanu w 1941 roku. Przyjecha³ysmy do Halicza tylko na jedn± noc i wywieziono nas z tym, co mia³y¶my tylko na sobie.
    Ko³o Halicza zwiedzamy z m³odym przewodnikiem, skansen starych domów mieszkalnych ludno¶ci Podkarpacia. wnêtrza wyposa¿one s± w przedmioty codziennego u¿ytku. Szczególnie ciekawa jest zbudowana dla bezpieczeñstwa w czworobok, zagroda huculska. "Powiedz mi, gdzie przebiega granica miêdzy Bojkami a £emkami?" - pada pytanie mego brata. Powinnam wiedzieæ, bo w³a¶nie przeczyta³am na ten temat ksi±¿kê. Nim jednak zd±¿y³am odpowiedzieæ, pada inne, daj±ce do my¶lenia pytanie naszego przewodnika- "A gdzie przebiega granica miêdzy Polakami a Ukraiñcami ?"
    Naszym nastêpnym etapem jest XI- wieczna cerkiew ¦w. Pantelemona (przed wojn± franciszkañski ko¶ció³ ¶w.Stanis³awa), jedyny zabytek romañski na tych ziemiach. Cerkiew zachwyca czysto¶ci± linii, oszczedno¶ci± efektów architektonicznych, wobec których gotyk wydaje siê prze³adowany i sztuczny. Z ¿alem my¶lê, ¿ê z chwil± gdy ¶wi±tynia ta zostanie po odnowieniu oddana do u¿ytku liturgicznego, zniknie pod bogactwem wyposa¿enia jej surowa prostota. Ale nie tylko cerkiew urzeka mnie swoim piêknem. Oprowadzaj±cy nas po niej przewodnik ma w sobie co¶ ze ¶redniowiecznych szaleñców Bo¿ych, którzy swoje ¿ycie po¶wiêcili budowaniu katedr.
    Zastali¶my go w trakcie pi³owania ogromnego bloku piaskowca. Jego, o regularnych rysach twarz, jest spalona od s³oñca, ciemne, du¿e oczy zaczerwienione od kamiennego py³u, rêce zniszczone ciê¿k± prac±. Ale z jakim pietyzmem ten cz³owiek zwraca nam uwagê na ka¿dy szczegó³, z jakim ¿alem mówi o wolnym tempie budowy i z jakim znawstwem komentuje historiê ¶wi±tyni i dokonane w niej naprawy.
    Poni¿ej cerkwi, ekipa archeologów z Kijowa pracuje przy wykopaliskach grobów ksi±¿±t halickich. Przypominam sobie, jakiego ha³asu narobi³o odkrycie tych grobów tu¿ przed wojn± i jak moje rodzeñstwo wybra³o siê je zwiedzaæ, zostawiaj±c mnie w domu pod pretekstem, ¿e jestem za ma³a. Widzia³am potem, ju¿ w czasie wojny, w jednym z lwowskich muzeów ("Czarnej Kamienicy" Sobieskiego) czaszkê ruskiej ksiê¿niczki znalezion± na tym cmentarzysku. Ma³± kszta³tn± g³ówkê oplata³ kunsztowny diadem z miedzi.
    Z wykopalisk jedziemy wyk±paæ siê w £omnicy. Stan wody jest wprawdzie niski, bo to rok suszy, ale czysta, rw±ca woda znakomicie od¶wie¿a. z £omnicy znów do Wodnik. Biegn±ca wzd³u¿ ostrej skarpy droga przez wie¶ jest nierówna i pofalowana jak dawniej. Przypominam sobie, jak trudno by³o furmanowi utrzymaæ w zimie sanie nad brzegiem spadaj±cej ku Ochabie pochy³o¶ci i jak siê ba³am, ¿e spadniemy do rzeki. Zatrzymujemy siê przy cerkwi. By³a to kiedy¶ cerkiew unicka, dzi¶ jest prawos³awna. Ma³e Wodniki podzielone s± teraz na dwa wyznania: narzucone przez Rosjan prawos³awie i powracaj±cy do ¿ycia ko¶ció³ greko-katolicki. Przed cerkwi± parê kobiet przygotowuj±cych dekoracje do jutrzejszego ¶wiêta Matki Boskiej. Przygl±daj± siê nam ciekawie, ale z rezerw±. Jeste¶my dla nich przybyszami z dalekich stron i nasze, kiedy¶ wodnickie istnienie nie ma ju¿ dla nich ¿adnego znaczenia. A przecie¿ ta odleg³a przesz³o¶æ wraca do nas niespodziewanie w postaci ma³ej ksi±¿eczki do nabo¿eñstwa, nale¿±cej kiedy¶ do naszej prababki. Oddaje j± nam syn naszej dawnej s³u¿±cej, Polki z pochodzenia- Andzi Horbaczewskiej. Losy rodziny Horbaczewskich by³y w pewnym stopniu powi±zane z nasz± rodzin±. Ich dziadek s³u¿y³ jeszcze u naszego dziadka i z nim je¼dzi³ do tak odleg³ych miast, jak Warszawa i Wiedeñ. Z pocz±tkiem okupacji bolszewickiej, tego ju¿ bardzo wiekowego cz³owieka wezwano na przes³uchanie, w czasie którego usi³owano mu wmówiæ, jak strasznym krwiopijc± by³ nie¿yj±cy ju¿ wtedy mój dziadek. Ale stary cz³owiek nie da³ siê zastraszyæ. Podniós³ g³os i skrzycza³ m³odego enkawudzistê, wymy¶laj±c mu od smarkaczy i stwierdzaj±c ¶mia³o, ze pan by³ dobry i sprawiedliwy.Jego ¿ona by³a "lekuj±ca". Pamietam, jak jej otulona ciep³a chustk± postaæ z koszykiem baniek w rêku, pojawia³a siê w dziecinnym pokoju, gdy uporczywy kaszel nie chcia³ mnie opu¶ciæ.
    A jej synowa, Andzia? Andzia by³a szczup³a, ciemnow³osa i bardzo jak na Wodniki, miejska. Ta miejsko¶æ z biegiem lat mia³a zanikn±æ i trudno by³o pod sylwetk± wiejskiej kobiety, odnale¼æ dawn± szykown± mieszkankê Lwowa.
    A teraz patrzê na stoj±cego przede mn± W³adzia, jej syna. Ma orzechowe, trochê sko¶ne oczy i rysy twarzy swojego ojca, a Anton, jak jego nazywano, by³ cz³owiekiem bardzo przystojnym. Ksi±¿eczkê, któr± mi W³adzio podaje poznajê natychmiast. Le¿a³a ona wraz z innymi na klêczniku mojej matki. Ciemna, skórkowa oprawa i srebrny krzy¿yk na ok³adce. Ten krzy¿yk uchroni³ j± chyba od zniszczenia. Otwieram j±. Na pierwszej stronie zapis: "Ksi±¿eczka ta by³a mnie dana w roku 1843, mia³am wtedy lat 10. Wanda z Cywiñskich Cywiñska". Wanda Cywiñska to moja prababka, by³a podobno bardzo energiczna i wymagaj±ca nawet w stosunku do wnuków. Nazywa³y j± te¿ ma³o pieszczotliwie "Baka".
    A oto nastêpny zapis: "Potem nale¿a³a do siostry mojej Maryi Cywiñskich Cieñskiej, która da³a j± córce swojej Wandzie, a ta wstepuj±c do Jaz³owca pod imieniem Siostry Tomey da³a mnie j± do przechowania, 6 stycznia 1903 roku. Podpis. Helena z Cywiñskich Potocka."
    Maria z Cywiñskich Cieñska to moja babka, a siostra Tomea to siostra mojej matki. I w koñcu u do³u ostatnie zdanie: " Ksi±¿eczkê tê da³a Zofja z Czerwiñskich Horodyska wnuczce swej Wandzie Cywiñskiej".
    Z zadum± patrzê na zapisane s³owa. Jak¿e daleko w przesz³o¶æ siêga historia tego modlitewnika : wszak od Zofiii z Czerwiñskich Horodyskiej dzieli mnie piêæ pokoleñ! Jakie inne to by³y czasy i jak± wagê przyk³adano wtedy do ci±g³o¶ci tradycji rodzinnej.
    Ksi±¿eczka ta, zabrana z naszego domu po przej¶ciu bolszewików w 1939 roku, przele¿a³a przesz³o 50 lat w wiejskiej chacie, ¿eby znów powróciæ do nas. Na nasz± pro¶bê nasz gospodarz uzupe³nia jeszcze jednym zapisem historiê tego modlitewnika, stwierdzaj±c (po ukraiñsku), ¿e " Ksi±¿eczkê tê oddaje w 1992 roku Stefanowi Strawiñskiemu Tekla Horbaczewska" (¿ona W³adzia).
    Teraz idziemy z wizyt± do tzw. "politykanta". Politykant, kolega naszego przewodnika i szofera, Micha³a, pasjonuje siê nie tylko polityk±, ale i antykami. Ma ich u siebie na strychu ca³y sk³ad. Zbiera je od dawna i ¿yczliwie proponuje, ¿e odda nam te (o ile siê znajd±), które nale¿a³y kiedy¶ do nas.
    Po stromej drabinie wchodzimy na obszerny, niski strych. W sercu czai siê nadzieja, ¿e mo¿e a nu¿ siê co¶ znajdzie z naszych dawnych rzeczy. Przegl±damy wiêc pospiesznie stare butelki, lampy, szable i bagnety. Jest nawet srebrna cukiernica z u³aman± nó¿k±, ale nic z wodnickich pami±tek. mojego brata, równiez zbieracza, kusz± ogromnie niektóre z tych staroci, ale jako¶ mu nie wypada o nie prosiæ "kolegi po fachu". Zawiedzeni schodzimy ze strychu. I có¿ z tego, ¿e domy nasze s± pe³ne drobiazgów, które nagromadzili¶my w ci±gu ¿ycia. Tamte mia³y swoj± d³ug± rodzinn± historiê, by³y specjalne, wodnickie.
    Tego wieczora, gdy ju¿ wszyscy udali siê na spoczynek, nasza m³oda gospodyni przychodzi do mojego pokoju na rozmowê. Ostro¿nie wypytuje mnie o ¿ycie w Kanadzie, jak siê mnie tam powodzi, czy ³atwo o pracê. I w koñcu pro¶ba: czy organizacje ukraiñskie nie mog³y by u³atwiæ jej mê¿owi wyjazdu na pracê sezonow± i czy mog³abym porozumieæ siê z jej rodzin± w Vancouver, ¿eby wys³ali mu zaproszenie na wizytê. Przyrzekam to drugie, z góry przewiduj±c negatywn± odpowied¼. ¯al mi mojej rozmówczyni, ale wiem, ¿e przybyli do Kanady emigranci niechêtnie siê godz± na d³u¿sze wizyty swych krewnych i ¿e czêsto wizyty te koñcz± siê niesnaskami rodzinnymi.
    Nastêpnego dnia nastêpuje d³ugie, serdeczne po¿egnanie. Dostajê w prezencie ukraiñskie hafty, pisanki, butelki wódki. Jest mi trochê smutno, ale nie ma rady. Na drugim koñcu ¶wiata czeka na mnie mój kanadyjski dom i ustalony tryb ¿ycia.
    Poniewa¿ niezgodnie z przepisami jest nas czworo w kabinie ciê¿arówki, kluczymy po bocznych drogach omijaj±c punkty kontrolne. Doje¿d¿amy do Z³oczowa. St±d jedziemy do Lwowa taksówk±. Ale najpierw odwiedzimy naszego wuja ks. Jana Cieñskiego, który zosta³ tutaj, kiedy przesiedlono na zachód prawie ca³± ludno¶æ polsk±. Zastajemy ksiêdza Cieñskiego w ma³ym dwupokojowym mieszkaniu, do którego zaprowadzi³ nas z ko¶cio³a m³ody wikary.
    Wuj jest bardzo chory i nie wstaje z ³ó¿ka. Ale energia i pewna zgry¼liwo¶æ nie opuszczaj± go. Przypominam sobie, co mówi³ na temat ¶wiêtych Tadeusz ¯ychiewicz: nie zawsze byli ³atwi w po¿yciu na codzieñ. Ten na pewno ¶wi±tobliwy cz³owiek te¿ nie jest ³atwy. Gdy rozmawiali¶my na tak bliskie jemu tematy rodzinne, wymieniaj±c poszczególnych cz³onków rodziny, poprawia mnie dosyæ ostro. Milknê, bo zdajê sobie sprawê, ¿e myl± mu siê pokolenia. Ale gdy przychodzi moment rozstania, w du¿ych niebieskich oczach pojawia siê wyraz ¿alu, ¿e to ju¿. Jeszcze przeci±ga rozmowê, jeszcze wypytuje siê o nieobecnych. Jak¿e bardzo przez wszystkie te lata, by³ ten cz³owiek odciêty od rodziny, do której nale¿a³ i od ¶rodowiska, w którym wyrós³.
    Na ma³ym skwerku czekam na moich panów, którzy wyruszyli w poszukiwaniu taksówki. Przysiada siê do mnie starsza, biegle mówi±ca po polsku pani. Moja rozmówczyni pyta siê mnie sk±d jestem i co tutaj robiê. Gdy mówiê, ¿e przyjecha³am tutaj odwiedziæ ks. Cieñskiego, jej twarz rozja¶nia siê.
    "A czy pani wie, ¿e to w³a¶nie ks. Cieñski dawa³ mnie i mojemu mê¿owi- Rosjaninowi z pochodzenia, ¶lub? Ceremonia odby³a siê ze wzglêdu na bezpieczeñstwo o 3-ej w nocy."
    Nadje¿dza taksówka. Serdecznie siê ¿egnamy z naszym przewodnikiem i szoferem- Micha³em. Jeszcze jeden u¶cisk d³oni, jeszcze jeden znak po¿egnalny. Taksówka mknie szybko. Ju¿ na horyzoncie majacz± pierwsze zabudowania Lwowa. Nasza wyprawa do kraju lat dziecinnych dobieg³a koñca."




Anna Strawiñska- Marty


Józef- Admin

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.022 seconds, 7 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wsziagrupac.pun.pl www.vas.pun.pl www.rl-map-no-pvp.pun.pl www.spawaczreviews.pun.pl www.3e.pun.pl